Dzis zmieniamy czas na zimowy. Pobudka o 6.45, szybka toaleta, goraca herbata i idziemy do centrum wspinaczki na lodowiec. Jestesmy ok.7.30 i ku naszemu zdziwieniu w srodku jest juz sporo ludzi, stajemy w kolejce. Przed nami stoja Francuzi, ktorzy wypytuja o szczegoly wyprawy, ale zadaja glupie pytania np. czy podczas wspinaczki lodowiec jest caly czas na zewnatrz..:) Kiedy przychodzi nasza kolej, dziewczyna z obslugi mowi z usmiechem, ze uslyszelismy juz chyba wszystkie mozliwe odpowiedzi i powinnismy wiedziec wszystko:)
Bukujemy wyjscie na godz. 8.45. W grupie jest 26 osob. Dostajemy kurkti i spodnie przeciwdeszczowe, cieple buty i skarpety oraz raki na pozniej. Przychodzi nasz przewodnik, ubrany w polar, krotkie spodenki i czapke "wedkarska"- zastanawiamy sie kto tu jest odpowiednio ubrany:) Podjezdzamy autobusem w kierunku lodowca. Przed nami 1h drogi przez las deszczowy. Zaczyna padac coraz bardziej - nie ma to ja deszcz w lesie deszczowym:)
Docieramy pod lodowiec, rozdzielamy sie na dwie grupy, zakladamy raki i ruszamy. Pada pytanie, kto czuje sie pewnie aby isc na koncu grupy. Zglaszaja sie Michal i Walijczyk. Ruszamy powoli, w grupie jest sporo kobiet, wiec idziemy ostroznie:)
Wspinamy sie specjalnie przygotowanymi szlakami, czasem wybitymi w lodzie schodami.
Caly pobyt na lodowcu trwa ok 2h. Chcialoby sie zrobic wiecej zdjec, ale pada deszcz, jest kiepska widocznosc no i trzeba uwazac gdzie stawia sie nogi. Lod jest miejscami bardzo czysty i blekitny a miejscami bardzo brudny. Dowiadujemy sie, ze sredni roczny opad w miasteczku wynosi 5m, na jezorze lodowca ok.20m, zas w samym sercu lodowca opady siegaja 50m. Po powrocie jestesmy juz kompletnie przemoczeni, ale wyprawa byla znakomita!